niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Mavruda - początek!

– Mam tego dość! – darła się matka, chodząc po pokoju. – Mam dość twojego nieposłuszeństwa, znikania, wałęsania się z... podejrzanymi osobnikami w niemożliwych godzinach i zajeżdżania tego biednego konia! Zrozumiano?!
Teraz przesadziła. „Biedny koń”, jak go nazwała, aż rwał się do galopu i sam z siebie osiągał nieprawdopodbne tempo. Zrozumieliśmy się od razu – obaj kochamy prędkość, szum wiatru w uszach i upojające uczucie wolności.
– Ten koń – warknąłem – znacznie lepiej się czuje, mogąc ganiać po stepie, niż gnijąc w stajni.
– Gnijąc? – W głosie matki pojawiły się piskliwe nutki. – Ma czystą, elegancką stajnię. Wszystkie wygody, jakie mógłby tylko wymarzyć! A ty, ty go zajeżdżasz, wraca brudny i zgrzany. Właściciel stajni co rusz składa skargi! Jean już nie może...
– Jean? – przerwałem. Poczułem narastającą wściekłość. – Jean! Oczywiście! Jak zwykle, bardziej obchodzi cię, żeby nikt nie zawracał dupy twojemu lalusiowi. Koń tu nie ma nic do rzeczy, tak?
– Mavrud...! – matka nie była w stanie wykrztusić nic więcej.
– Troszczysz się o konia, zabawne! Od kiedy? Od kiedy obchodzi cię cokolwiek poza najdroższym Jeanem? – mówiłem coraz głośniej, coraz agresywniej. – Aż dziwne, że w ogóle zauważyłaś moją nieobecność. Dotychczas myślałem, że jesteś na to zbyt zajęta lizaniem buta swojego faworyta!
Dopiero po chwili do mnie dotarło, co powiedziałem. Natychmiast poczułem się jak idiota, głupiec, niewdzięcznik. Matka siedziała sztywna, wyprostowana, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem.
W pokoju zapadła cisza.
– Mamo? – wyszeptałem po chwili, zmieszany. – Ja...
– Wyjdź. Idź do pokoju i stamtąd nie wychodź. Do odwołania.
Jeszcze nigdy jej głos nie brzmiał tak zimno i obco. Znowu poczułem wściekłość. Szybko wyszedłem z pokoju. Drzwi za mną trzasnęły, aż wypadła z nich szyba. Same...
Wpadłem do pokoiku na piętrze jak burza i padłem na łóżko. Jednak nie wytrzymałem tak długo, zacząłem nerwowo chodzić po pokoju. Wokół mnie wirowały papiery z biurka, jakby nieustannie popychane wiatrem. Okno było zamknięte. Co się dzieje?
Obróciłem się raptownie i nagle wydało mi się, że na moim łóżku leży jakiś wielki kotowaty. Ziewnął, nie spuszczając ze mnie wzroku. Zastygłem w bezruchu.
Jaguar, pomyślałem z paniką. Boże, co w moim pokoju robi jaguar? W samym sercu Węgier?
Wiedziony nagłym impulsem, wrzasnąłem i zbiegłem na dół.

***

Siedzieliśmy na peronie, czekając na pociąg do ostatniego miasteczka przed samym obozem. Czułem się dziwnie – z jednej strony bardzo podekscytowany, jak małe dziecko, a z drugiej zrezygnowany. Rozmowa się nie kleiła. Ani ja, ani matka nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć.
– Wiesz... – odezwała się niespodziewanie. – Nie myślałam, że to tak wyjdzie. Po prostu...
Zamilkła, przygryzając wargę. Uśmiechnąłem się do niej blado.
– Jesteś do niego bardzo podobny. Naprawdę. Nie tylko z charakteru.
– Jaki on jest? – spytałem. To kłopotliwe pytać o ojca, którego się na oczy nie widziało.
– Gwałtowny – odpowiedziała matka po chwili zastanowienia. – To widać w jego oczach, jego ruchach. Niespokojny, nie wytrzymuje długo w jednym miejscu.
Chwilę się zbierałem, zanim zadałem ostatnie pytanie, które mnie męczyło.
– A... Jak ma na imię?
Matka spuściła głowę i splotła palce.
– To ta najtrudniejsza do zrozumienia część, Mavri. – Drgnąłem. Jeszcze nigdy nie zdrabniała mojego imienia. – Widzisz... To nie był zwykły człowiek. Czy raczej to nie był człowiek. I dlatego... Dlatego ty też nie jesteś zwykłym człowiekiem. A jego imię? Brzmi... Tylko proszę, nie przerywaj mi i nie zarzucaj kłamu... Boreasz.
– Słucham?!
Zerwałem się na równe nogi. Boreasz? Ten Boreasz, grecki bóg północnego wiatru? Czy ona sobie ze mnie stroi żarty?
– To nie żart – Jakby czytała w moich myślach! – tylko trudna do zrozumienia prawda. Musisz mi po prostu zaufać. A obóz nie jest zwykły. Wychowują tam herosów. Takich jak ty, Mavrud.
W tym momencie na stację wtoczył się pociąg. Matka wstała.
– Powodzenia, synku – wyszeptała. – Odwiedź mnie czasem, dobrze?
Przytuliłem ją mocno. Po jej policzkach spłynęło kilka łez.
– Powodzenia – powtórzyła.

<Darlene? Kolejny nowy do oprowadzenia ;D>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz