poniedziałek, 1 września 2014

Od Rose - CD. Lycee

Zaraz po zrobieniu z końmi ruszyłam do domku niebieskich. Krzywo na mnie patrzyli, ale wskazali mi pokój Lycee. Wparowałam do środka, ale okazało się że jej nie ma. 
Przeszukałam cały obóz. Nie znalazła się. Popytałam paru osób czy jej nie widzieli, aż ktoś mi odpowiedział: 
- Biegła przez obóz w tamtą stronę -wskazał. - Do lasu. 
- Dzięki - popędziłam do stajni.
Nie trudziłam się nawet z siodłaniem Amoca. Parę osób w obozie krzyknęło na mnie, żebym uważała jak jadę, ale nie zwracałam uwagi. Czułam że stało się coś złego. Zaczęło się robić coraz ciemniej, a ja pędziłam przez las. 
- Musi tu gdzieś być - mruknęłam zwalniając. 
Zobaczyłam plamę krwi na ziemi. Podeszłam, była świeża. Kawałek dalej był spad.
- Chodź - szepnęłam do konia. 
Mimo iż to teren obozu, jest tu parę potworów, które wpuszczono na ćwiczenia i nikt ich nie zabił. Oby żadnego w pobliżu nie było. 
Schodziliśmy zboczem, co jakiś czas były plamki krwi. 
- Jestem skończoną ofiarą - usłyszałam jej głos. 
Następnie było dudnienie, jakby upadała i nic. Cisza. Przecisnęłam się przez krzaki i Doszłam do niej. Leżała na ziemi. Była nie przytomna. Kolano miała roztrzaskane, a twarz w krwi i łzach. Całą była z błota na którym leżała. 
Przewiesiłam ją przez Amoca, po czym sama wsiadłam. Powoli ruszyłam do obozu. Nie chciałam żeby spadła, a nie ma żadnych poważnych ran. W obozie było już ciemno. Wszyscy już spali. No prawie. Przed moim domkiem zeszłam z konia i zabrałam przyjaciółkę, a zwierzaka poszedł do stajni. 
Moja współlokatorka poszła do koleżanek nocować, więc pokój miałam tylko dla siebie. 
Położyłam Lycee na moim łóżku. 
- No pięknie - westchnęłam. - Jak ja się wytłumaczę z tej krwi na całej pościeli. Jak?!
Poszłam do łazienki po apteczkę i ręcznik nasiąknięty wodą. Wytarłam jej twarz. Była cała w drobnych rozcięciach po gałęziach. Zdezynfekowałam je. Rozcięłam nożyczkami getry, by mieć dostęp do rany na nodze. Było w niej trochę powbijanych drobnych gałązek, ale nie wyglądało poważnie. Pensetą je powyciągałam. Obmyłam ranę. Zaczęłam ją polewać woda utlenioną, strasznie się pieniła. Lycee spięła się jakby to poczuła, ale zaraz znieruchomiała. Obwinęłam jej nogę bandażem. 
- O nie - jęknęłam. 
Dopiero teraz zauważyłam, że mój biały ręcznik jest brązowo - czerwony. 
- Trudno. 
Wyciagnełam karteczke i napisałam " Gdy się obudzisz, a ja będę spała  obudź mnie. Wszystkie chwyty dozwolone. Buziaki, Rose. " Siadłam na podłodze, oparłam głowę o ręce na łóżku i patrzyłam na dziewczynę. Wyglądała tak spokojnie, bezbronnie. Nie wierzę, że mogłaby kogoś zabić. Trudny będzie jej trening, zwłaszcza ze mną. 
- Obiecuję, że zrobię z ciebie jednego z najlepszych herosów - powiedziałam i oddałam się Morfeuszofi.

<Lycee?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz