środa, 20 sierpnia 2014

Od Samanthy - CD. Rosemarie

- I gówno mnie to obchodzi - dziewczyna, której człowieko-koń prosił, byy mnie zaprowadziła do jakiegoś 'ala' szpitala znów na mnie wrzasnęła. Chyba miała na imię Darlene. Co ja jej zrobiłam?!
- I dobrze! Sama sobię poradzę! - wiedziałam, że tak nie będzie, ale musiałam udawać, że jestem silniejsza, niż tak naprawdę jest. Całkiem nieźle mi to wychodziło. Kiedy tylko Darlene odeszła, uciekłam tam, gdzie nie było ludzi. Usiadłam i zaczęłam płakać. Wiedziałam, że nie dam sobie rady sama. Wtedy podeszła do mnie dziewczyna. Jej brązowe włosy i brązowe oczy super wyglądały z jej jasną cerą. Tylko nie wiem, jak wytrzymywała w czarnych ciuchach w taki gorąc.
- Co ci mazgaju? - powiedziała, z nutką sarkazmu i nutką wpółczucia. - Nie wiem co ja tu robię. Mogłabyś mi pomóc? - zapytałam się jej jeszcze ze łzami w oczach.
- Zazwyczaj to nie leży w mojej naturze. W końcu jestem córką Aresa. Ale takiej małej sierocie to pomogę - odpowiedziała z uśmiechem na ustach - A tak w ogóle, to, mam na imię Rosemaria, a ty? 
- Samantha. To, gdzie jestem? I co to za miejsce?
- Jesteś w Ameryce. Dokładnego adresu nie znam, ale mam nadzieję, że nie jesteś z Europy - odpowiedziała - Co to za miejce? Obóz Herosów. Tutaj tacy ludzie jak my, uczą się, jak przetrwać
- Nie chcę Ci sprawiać przykrości, ani innym obozowiczom, ale ja nie jestem Herosem - chciałam, by to zabrzmiało wiarygodnie
- Jak to nie jesteś Herosem? To jak przeszłaś przez bramę? To czemu Cię atakował Minotaur?
- Po pierwsze, nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po drogie, może, jak ktoś inny wychodził, to się otworzyła i wtedy weszłam, nie wiem. Po trzecie, to mógł być przypadek!
- I tak wiem, że nim jesteś. Może Cię oprowadzę po Obozie? Czujesz się na siłach?
- Chyba tak. Dobra, może tu zostanę kilka dni. Póki będę bezpieczna i w spokoju wróce do mojego domu - wiedziałam, że to trochę później nastanie, ale przydałaby się wiedza na temat tego Obozu
- Tak, na sto procent wrócisz do domu jutro - Rosemaria przewróciła oczyma - To zacznijmy od podstaw - zaprowadziła mnie do kilkunastu, może nawet dwudziestuiluś stołów, gdzie jeszcze niektórzy jedli śniadanie - Tutaj jest jadalnia. Jak sama nazwa wskazuje, tu się je - powiedziała z uśmiechem na ustach - Zawsze, gdy skończysz jeść, idziesz do tamtego ogniska i wrzucasz jakieś jedzenie. Czy to pizze, czy kanapkę z marmoladą, czy Pepsi. To jest ofiara dla bogów. Naszych rodziców
- Co?! Naszych rodziców?! Oszalałaś! - zaczęłam krzyczeć. O czym ona papla!
- A no tak, bo ty jeszcze nie wiesz. Jesteśmy Herosami. Czyli półbogami. Czyli, że jeden z naszych rodziców, to bóg.
- Okej... Dobra, później do tego dojrzeję. Oprowadzaj dalej - czułam zmieszane uczucia. Mój tata lub mama byli bogami? Byłam półbogiem?
- No dobra. Widzisz te trzy olbrzymie domy? 
- Trudno ich nie widzieć - odezwałam z ciutką sarkazmu
- Ten błękitny po lewej, to dom Drużyny Niebieskiej. Mieszkają tam herosi, którzy mają łagodniejszych, mądrzejszych i sprytniejszych rodziców. Ten pośrodku, ten największy to Wielki Dom - rzeczywiście, trudno się było domyślić, ale jej nie przeszkadzałam. Widziałam, że jej to sprawia radość - Mieszka w nim Chejron, Pan D. i czasami tam przesiadują Iris i Temida. Władaja oni naszym Obozem - słowo ,,władali" powiedziała z uśmiechem na ustach, czyli tak naprawdę oni myślą, że władają, a tak naprawdę uważam, że to jednak Darlene włada wszystkimi - Ten czerwony po prawej to...
- Niech zgadnę. Dom drużyny Czerwonej? 
- Tak właśnie. Ja w nim mieszkam. Czerwoni władają nad Niebieskimi brutalnością i poczuciem władzy
- Ty bardziej pasujesz do niebieskich. Współczuję Ci, że Twoją siostrą jest Darlene - złożyłam ręce na piersi w geście współczucia
- ...


<Rosemarie? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz