poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Od Darlene - początek

- Max, tylko Ty mnie rozumiesz - brązowowłosa dziewczyna łkała w pierś przystojnego chłopaka.
- Tak, tylko ja - utwierdzał ją chłopak w błędnym przekonaniu, przytulając mocniej.
- Co ja mam teraz zrobić? Matka mnie nie zna...
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz? - zdziwiona obojętną odpowiedzią dziewczyna wyrwała się z objęć chłopaka i zmarszczyła brwi. Jeszcze nigdy z ust Maksa nie usłyszała słów ,,nie wiem". On znał odpowiedzi na wszystkie pytania.
- Co to ma znaczyć?
- Mało mnie to interesuje - wysyczał nagle chłopak, a jego twarz przybrała szaleńczy grymas.
- Max... - dziewczyna cofnęła się kilka kroków do tyłu i patrzyła przerażonym wzrokiem na upiorną transformację swojego ukochanego. Jego oczy zapłonęły żywym ogniem, a zęby zamieniły w kły. Plunął ogniem na ziemię.
- Myślałaś, że obchodzi mnie cokolwiek poza widokiem twojej duszy w piekielnych czeluściach? - zaśmiał się straszliwym, mrożącym krew w żyłach śmiechem i wyciągnął szpony. Ten szatański rechot zawsze budził Darlene, mimo iż był tylko wytworem jej wyobraźni. Choć sny herosów bardzo rzadko podsuwane były przez wyobraźnię...
***
- Nie - jęknęłam. Nie miałam tego snu od roku, kiedy to piekielny ogar postanowił zamienić Czerwony Dom w kupkę popiołu. To mogło oznaczać tylko problemy...
- Boli cię coś? Nie jęcz tak! - powiedziała wkurzonym tonem Morvana. Intuicyjnie wiedziała, że coś się dzieje, jednak wolała nie przejąć się tym i dalej spać. Wziąć z niej przykład? Zdecydowanie tak. Jeszcze przez chwilę męczyła mnie wizja płonących oczu, jednak potem zapadłam w błogi, spokojny sen...
***
Rano obudziłam się jednak jako pierwsza. Czyli to ja będę miała rozkoszną przyjemność wylania szklanki wody na głowę Morvany. Zatarłam ręce i ze złośliwym uśmieszkiem poszłam nabrać wody. Gdy wróciłam, rozczarowana stwierdziłam jednak, że Mov już wstała.
- Zepsułaś całą zabawę - powiedziałam naburmuszona, wylewając wodę na podłogę.
- Ścieraj to! Znowu mamy dostać jeden za ten syf?! - krzyknęła moja przyjaciółka wskazując palcem na moje rozrzucone rzeczy i wylaną wodę.
- Pod łóżko wepchnie się wszystko później. Co się tak ciskasz?! - wrzasnęłam na nią.
- Może dość mam tych wszystkich brudów, co? - położyła ręce na biodrach i zmrużyła wściekle oczy.
- Kto tu mówi o brudach?! - powiedziałam podnosząc jej nabijany ćwiekami stanik z podłogi, i znowu rzucając go w to samo miejsce. Rozsierdzona dziewczyna bez słowa zabrała kilka ciuchów z podłogi i poszła do łazienki. U nas, w pokoju Aresa zawsze panowały kłótnie i niesnaski. Tak to już bywa, kiedy każdy wysyła złą energię... Przebrałam się szybko i zaczęłam dobijać się do drzwi łazienki, żeby Morvana wyłaziła szybciej, bo nie zdążę się umalować. Wyszła - gwałtownie rozpościerając drzwi, specjalnie w ten sposób, żeby walnąć mnie w nos.
- Policzę się z tobą! - wrzasnęłam wymachując pięścią w jej stronę. Odwróciła się i pokazała mi język. Co za dziecinada... Wparowałam do łazienki i zrobiłam szybki, ale intensywny makijaż. No. Teraz wyglądałam jak człowiek! Wybiegłam z pomieszczenia w pośpiechu trzaskając drzwiami. Swoje susy skierowałam prosto do jadalni, choć i tak byłam spóźniona. Usiadłam na swoim miejscu, tuż obok Mov. Nie wymieniłyśmy między sobą ani jednego słowa, ale byłyśmy już pogodzone. Zawsze tak jest. Nagle usłyszałyśmy głośne śmiechy i chichoty ze stolika dzieci Afrodyty. Znaczy córek, bo jak na razie nie było żadnych przystojniaków.
- Zamknijcie się! - wrzasnęłyśmy do nich równocześnie. Spojrzały na nas krzywo, ale umilkły, i lepiej dla nich, że się nie sprzeciwiły. Z nami lepiej nie zadzierać...
Gdy wracałyśmy do pokoju, ktoś mnie potrącił. Natychmiast się odwróciłam.
- Patrz jak łazisz sieroto! - wrzasnęłam. Trochę za często wrzeszczałam, ale już taką mam naturę. Zobaczyłam obcą mi twarz, która powiedziała...
-...

<kto tylko zechce :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz