poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Rosemarie - CD. Lycee

Jadąc przez las rozmyślałam o wcześniejszych zdarzeniach. Zrobiło mi się przykro, że na nią nawrzeszczałam. Nie lubię kiedy budzi się we mnie zachowanie córki Aresa. Faktycznie mogłam zachować spokój, ale mi się nie chciało. 
- Jeszcze raz sorry za tamto - odezwałam się. - Taka natura Aresiątek - zaśmiałam się krótko. - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Niestety czasem tracę kontrolę. 
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się. - Ja też nie powinnam była tak zareagować.
- Zgoda? 
- Zgoda. 
Znów jechałyśmy przez chwilę w ciszy. Cieszyłam się jak nie wiem, że mi wybaczyła. 
- Rose? - przerwała ciszę. 
- Tak? 
- O co chodziło Pannie Sol z ta siłą spokoju? 
- Każdy heros ma jakieś moce... Ja odkryłam u siebie dwie. Jedna z nich to zachowywanie spokoju. Moje rodzeństwo jest wredne, wiecznie złe i wybuchowe. Dzięki temu darowi nie warczę i krzyczeć tak często na innych jak oni. Jednak jak przystało na córkę Aresa potrafię nieźle dokopać. 
- Jesteś córką Aresa? 
- Nom. 
- Nie powiedziałabym. Chociaż po tym napadzie złości... - zaczęłyśmy się śmiać. 
- A ty od kogo jesteś? 
- Podobno od Posejdona. 
- Podobno? 
- Panna Sol tak uważa. 
- Możemy to sprawdzić. 
- Jak? - spytała. 
- Dowiesz się nad wodą. 
- A jaki masz drugi dar? 
- Władanie każda bronią. Bez wyjątku. Nawet bez nauki.
- To na zajęciach z szermierki nie masz co robić. 
- W sumie to pomagam innym się jej uczyć walcząc z nimi. No ale dość o mnie. Galopujemy? Możemy spokojnie dojechać nad wodę galopem. 
- Jasne, prowadź. 
- Amoc, galop - zwróciłam się do konia i dałam mu lekką łydkę. 
Pędziłyśmy przez las, dałam długą wodze, by koń miał wolne i jechał jak chce. Odwróciłam się by zobaczyć czy jest za mną Lycee, ale ona była dość daleko. Zapomniałam jak szybko mój wierzchowiec galopuje. Zatrzymałam go, co mu się nie spodobało, ale szedł dalej stępem. 
- Co ty tak pędzisz?! -spytała dojeżdżając Lycee. 
- Sorry, ale to nie ja kontroluje jego galop. 
- To kto?
- On, jedzie jak chce, ja tylko kieruję. Poza tym obaj lubimy prędkość. 
Faktycznie, gdy dojechaliśmy zostało nam trochę czasu do zachodu słońca. 
- Chodź no tu - zeskoczyłam z Amoca i zawiązałam mu na szyi wodze by mu nie spadły i nie przeszkadzały, po czym podeszłam do wody. 
Córka Posejdona podeszła do mnie trzymając wodze Sean'a. 
- Nie boisz się że ci ucieknie? 
- Nieeeee, za bardzo mnie kocha. Poza tym jedyne miejsce, do którego może uciec to stajnia w obozie. Nie jest taki głupi. 
Ściągnęłam trampki i weszłam do wody po kolano. 
- Zostaw konia, nigdzie nie pójdzie i zaczniemy sprawdzać czy jesteś od Pana Mórz. Ściągnij sobie trampki, bo to nic miłego jak są mokre i wejdzie do wody. Myśl cały czas o tym, żeby być suchą. 
- Ale zimna woda! - pożaliła się. 
- Nie narzekaj. Myśl cały czas że chcesz być sucha. 
Po 5 minutach wyszliśmy z wody, a Lycee miała mokre spodnie. 
- Nie wyszło. Ale jak poćwiczysz będziesz umieć. 
Siadłyśmy na brzegu i oglądaliśmy zachód słońca. 
- Śliczny. Szkoda że nie mam telefonu, zrobiłabym zdjęcie. 
- W obozie nie wolno mieć telefonów. I nie radzę ci ich używać poza jego terenem. 
- Dlaczego? 
- Potwory cię wyczuwają. To tak jakbyś wysyłała im SMS'a z wiadomości gdzie jesteś. Wracamy? 
- Jasne. 
Wsiadłyśmy na konie i ruszyliśmy. 
- Wrócimy wodą - poinformowałam ją.
Gdy wody było na tyle bym mogła zanurzyć Lycee całą i stać obok poprosiłam ją, by podjechała do mnie bliżej, że chcę jej coś powiedzieć. Wyszeptałam jej w ucho "Każda córka Posejdona musi umieć oddychać pod wodą" po czym zrzuciłam ją do wody. Zeskoczyłam z konia i trzymałam pod woda, aż przestała się szamotać.

<Lycee?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz