niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Lycee - CD, Rosemarie

Co ona wyprawia?! Woda była lodowato zimna, czułam, jak mokną mi włosy, a oczy zalewa mętna ciecz. Ale... coś tu się nie zgadzało. Ja oddychałam!!! Myśl, że zamiast płuc posiadam skrzela, była odrażająca. Fuj! To jakieś... nieludzkie. Hm, zważywszy na to, że podobno jestem herosem, ten przymiotnik nie powinien mieć tu miejsca. Zapragnęłam się wynurzyć, i w tej samej chwili coś jakby eksplodowało nad moją głową. Rosemarie poderwała dłonie, a ja wypłynęłam na powierzchnię. 
- Co to miało być?! - wściekle zmrużyłam oczy.
- Jesteś stu procentowym Posejdoniątkiem - uśmiechnęła się Rose. - Jak nie chcesz, to potrafisz - wyszczerzyła zęby.
- Co? - zapytałam zirytowana. I nagle coś do mnie dotarło... Byłam sucha! Moje włosy były mokre tylko tam, gdzie zanurzały się w wodzie, natomiast ich część znajdująca się nad powierzchnią, była sucha! - Co...? - ponowiłam pytanie.
- W końcu opanujesz tę sztukę tak dobrze, że będziesz suchutka nawet w wodzie - pokiwała głową Rosemarie.
- Czy ja mam skrzela?! - pisknęłam.
- Skądże znowu! To po prostu czyste geny! - roześmiała się dziewczyna. To przecież absurdalne. Nieprawdopodobne. Dziwaczne. Popatrzyłam na swoje pozbawione kropel wody dłonie. Czy rzeczywiście w moich żyłach płynęła krew Posejdona? Ale... to tylko mitologia! Stałam oszołomiona. Te realia dopadły mnie dopiero teraz. Zamrugałam.
- Wracajmy już - mruknęłam idąc ku brzegu. Miałam serdecznie dość tych nowości i rewelacji. Moim ojcem miał być jakiś grecki bóg. Że niby Pan Mórz i Oceanów?! W takim razie, czemu nie zajmował się mną kiedy go potrzebowałam?! Kiedy dzieci w przedszkolu naśmiewały się ze mnie, że niby nie mam taty?! Że jestem gruba i brzydka?! Nie było go przy mnie! Poczułam narastającą złość. Nikomu nie kazałam się tu sprowadzać! Nie miałam najmniejszej ochoty panować nad wodą. Ani nad niczym innym! Dlaczego akurat ja?! Pośpieszyłam Seana. Zirytowany potrząsnął łbem. 
- Jedziemy szybciej? - zapytała mnie Rose jadąca przede mną. Gdybym mogła, wzruszyłabym ramionami. Wiedziałam jednak, że tego nie zobaczy, toteż odpowiedziałam obojętnie:
- Jak chcesz.
- Więc ruszamy! - krzyknęła Rosemarie dając sygnał swojemu rumakowi. Pędziłyśmy do obozu. Niedługo potem byłyśmy na miejscu. 
- Rozsiodłasz go za mnie? - zapytałam cicho. Nie chciałam wymieniać więcej jego imienia. Sean. Sea. Ocean. 
- Nie ma sprawy. Chcesz odpocząć? - zapytała z troską.
- Tak, idę do siebie... - mruknęłam, pogłaskałam Seana i ruszyłam do swojego pokoju. Jego... niebieskość jeszcze bardziej mnie przytłoczyła. Wszędzie jakieś sieci, muszelki na ścianach. Nie mógł mieć normalnego wystroju?! Usiadłam na łóżku, podkuliłam nogi pod siebie i schowałam głowę w kolanach. W uszach dudniło mi: ,,córka Posejdona! Córka Posejdona!". Przez nogi widziałam błękit pościeli. Zerwałam się i wyleciałam z domku... Niebieskich. Chciało mi się krzyczeć. Biegłam i biegłam. Jak najdalej z tego przeklętego pokoju! Mijałam zaskoczone twarze obozowiczów. Dotarłam do lasu. Ściemniało się, było już późno. Biegłam jak oszalała. Czułam gałązki smagające mnie po twarzy. Bolało. Nie przejmowałam się tym. Biegło się coraz gorzej, wiedziałam, że ogarnia mnie zmęczenie. W pewnej chwili zahaczyłam nogą o wystający konar, i wywróciłam się jak długa. Uderzyłam się boleśnie w kolano i sturlałam kilkanaście metrów w dół. Skryłam obolałą twarz w dłoniach i rozpłakałam się. Nie płakałam już blisko trzy miesiące. Łzy mnie orzeźwiły, ale nie dodały sił. Nie wiem, ile tak leżałam. Jedynym wyznacznikiem czasu było niebo, które ciemniało coraz bardziej. Miałam ochotę po prostu leżeć, zarosnąć runem i nigdy nie wstać. Byłam jakimś stworem! Dziwolągiem! Już lepiej umrzeć... Mimo wszystko spróbowałam się podnieść. Noga piekielnie zabolała, ale dałam radę się podnieść. Oparłam się plecami o pień drzewa i dyszałam ciężko. Przeszłam kilka kroków, jednak więcej nie dałam rady. Ponownie upadłam. 
- Jestem skończoną ofiarą - wyszeptałam. Ostatni raz spróbowałam się podnieść. Kiedy ostatni raz upadłam, ogarnęła mnie ciemność tak ciemna, że już nie wstałam. W ostatnich sekundach usłyszałam dziwny szmer... jakby ktoś się zbliżał.

<Rooose? c; A może ktoś inny chciałby się potrudzić?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz