niedziela, 31 sierpnia 2014

Od Ever - początek

Wstałam i od razu pobiegłam do łazienki. Miałam dwuosobowy pokój, a mieszkałam w nim sama i mam nadzieję, że tak zostanie. Zabrałam szybki prysznic, przypominając sobie, że nie zabrałam ubrań. Zawinęłam się w ręcznik i skoczyłam po ciuchy. Była to biała bokserka z napisem, katanę, czarne getry i vansy.
Zrobiłam sobie cienką czarną kreskę nad okiem, pomalowałam usta błyszczykiem. W pokoju zabrałam jeszcze kremową bransoletkę i kolczyki. „Teraz mogę pokazać się ludziom” pomyślałam. 
Zjadłam sałatkę owocową, poprosiłam jeszcze o jabłko dla Popisa. Galopował po pastwisku nie pozwalając koniom zbliżyć się do siebie. Gdy mnie ujrzał podbiegł do mnie, dałam mu jabłko i pocałowałam w pyszczek. Wyciągnęłam zza pleców uwiąz i zarzuciłam mu go na szyję. 
- Teraz nie masz jak uciec kochany. 
Zabrałam go do stajni gdzie założyłam kantar i przywiązałam. 
- Ty brudasku – zaśmiałam się. 
Był cały w błocie. Musiał się tarzać. A wczoraj tak lśnił. Chwyciłam za szczotki i zaczęłam go czyścić. 
- You fascinated me cloaked in shadows and secrecy
The beauty of a broken angel
I ventured carefully afraid of what you though I'd be 
But pretty soon I was entangled – zaśpiewałam cicho. Mój pupil odwrócił do mnie ucho. -You take me by the hand, I question who I am
Teach me how to fight, I'll show you how to win
You're my mortal flaw and I'm your fatal sin
Let me feel the sting, the pain, the burn under my skin – nuciłam dalej. - Put me to the test, I'll prove that I am strong
Won't let myself believe that what we feel is wrong
I finally see what you knew was inside me all along
That behind this soft exterior, lies a warrior – ucho się odemnie nie odwracało. - My memory refused to separate the lies from truth
And search the past my mind created 
I kept on pushing through standing resolute which you
In equal mesure loved and hated 
Skończyłam śpiewać, a koń błyszczał. 
- Jeszcze kopytka i idziemy poćwiczyć. 
Weszłam na małą ujeżdżalnie. Ściągnęłam mu kantar i puściłam. Odbiegł kawałek dalej. 
- Znowu będę musiała cię gonić? No weź daj chodź raz bez zadyszki - podeszłam do niego. - Dobrze wiesz, że ja wygram - znowu uciekł. 
Po dwudziestu minutach gonienia dał na siebie wsiąść. 
- I co?! Mówiłam, że cię pokonam – pokazałam mu język. – Ciesz się, że jeździmy całkiem naturalnie, a nie tak jak reszta w tym całym sprzęcie. Po co im to? Nie rozumiem – prychnął jakby chciał się zgodzić. – No, koniec gadania, bierzmy się do roboty. 
Poćwiczyliśmy wszystkie chody, stęp, kłus, galop i nawet za cwałowaliśmy. 
- Pięknie chodzisz! – pochwaliłam go. – Jeszcze tylko to wsiadanie. 
Zeskoczyłam z niego. Na boku stały deski i skrzyneczki różnych rozmiarów. Ułożyłam z nich niziutki tor przeszkód. 
- To co skaczemy? - spytałam. 
Przygotowana, że będzie uciekał podeszłam do niego. Nic takiego się jednak nie stało. 
- Tak źle było? No widzisz? I sobie i mi zaoszczędzasz energii. A teraz jedziemy! 
Tor pokonaliśmy bezbłędnie. Wszystko idealnie wymierzone, przeskoczone z zapasem. 
- Brawo! – ktoś zaklaskał. 
Popis postawił uszy po sobie skoczył dziko do płotu kłapiąc zębami. Osoba stojąca tam odskoczyła. 

<ktoś? Ktokolwiek ;)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz