sobota, 30 sierpnia 2014

Od Jamesa - początek

Gdy się obudziłem, słyszałem kroki mojej mamy. Na szczęście już byłem ubrany. Zabrałem szczoteczkę do zębów, pastę. Założyłem buty i wziąłem mój sztylet, który dostałem od kogoś na moje poprzednie urodziny. Nie wiem od kogo. Wróciłem do domu ze szkoły a na łóżku on leżał. Na sto procent nie był od mamy. Ona mnie nie kocha. Więc. Spuściłem line z mojego okna i zacząłem schodzić. Gdy byłem już na dole, słyszałem, jak mama wchodzi do mojego pokoju. Jedyne co powiedziała, to:
- Już poszedł smarkacz - nie, to akurat było miłe. Gdy szedłem ulicą, byłem bardzo zadowolony. Pewnie w lasku Elsa już będzie na mnie czekała. Gdy byłem kilka metrów od naszego miejsca spotkań, Elsa już tam czekała. Nie była jak zawsze uśmiechnięta, lecz smutna. Podbiegłem do niej. Chciałam ją przytulić, ale ona mnie lekko odepchnęła. Oznaczało to ,,Nie przytulaj mnie. Nie dzisiaj. Nigdy". Spytałem się jej:
- Co się stało?
- Musimy porozmawiać. Poważnie porozmawiać 
- Co przeskrobałem?! - słychać było w moim głosie lęk. Nigdy się tak nie czułem.
- Ty? Nic. Chciałam tylko powiedzieć, że zrywam z tobą. Po prostu mi się znudziłeś. Wolę Peter'a.
- Mojego wroga?! Chyba Cię pogięło?! Jestem James Ketors! Ze mną się nie zrywa! To ja zrywam z dziewczyną!
- I właśnie też dlatego! Jesteś straszne samolubny!
- Jeszcze raz coś powiesz, a cię zgniotę!
- A, i jeszcze dlatego! Jesteś wredny! Jesteś idiotą! - w tym momencie Elsa uciekła. Przebiegła przez ulicę. Słyszałem klakson jakiegoś samochodu i porządne uderzenie. Przestraszyłem się. Pobiegłem w tamto miejsce.
Ujrzałem zakrwawioną Elsę. Byłem przerażony. Podbiegłem bliżej. Ukląkłem przy mojej byłej dziewczynie. Ona wzięła swoją rękę i położyła na moim ramieniu. Powiedziała tylko:
- Nienawidzę Cię. Nie płacz. Przecież mnie nie lubisz... - wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.
- Elsa! Elsa! Wstawaj! Nie umieraj! - zacząłem ją uderzać z liścia po twarzy. - Widzi pan, co pan zrobił?! Ona nie żyje! - wziąłem ją na ręce i uciekłem do lasu. Gdy nie słyszałem odgłosów miasta usiadłem na kamieniu i położyłem Else na mchu. Podbiegła do mnie moja wiewiórka. Zawsze mi pomagała.
- Co to za dziewczyna? - zapytał Squere
- To moja eks.
- Czemu ona nie żyje?
- Ona żyje! Czemu wszyscy mówią, że nie żyje?!
- Co się stało?
- Nic! - krzyknąłem. Squere się trochę spłoszył. - Przepraszam, że krzyczę. Samochód ją potrącił.
- Ojej! - Squere podszedł do Elsy i przyłożył swoje uszka do jej klatki piersiowej - Jej serce jeszcze bije! Możemy ją zabrać do obozu!
- Jakiego obozu?
- Chodź za mną, to się dowiesz. I weź ją - Squere zaczął biec. Jako, że na rękach miałem moją byłą, trochę wolniej biegłem. Gdy wyszliśmy zza wzgórza, ujrzałem bramę, na której widniał napis po grecku. Ale jakoś udało mi się przeczytać. Było tam napisane ,,Obóz Półkrwi". Co to oznaczało? Nie wiem, ale miałem nadzieję, że mi wytłumaczą. Przeszedłem przez bramę swobodnie. Ale tam, gdzie była Elsa, coś mnie hamowało.
- No pięknie! Elsa jest śmiertelnczką. Biegnij do tego dużego, białego domu i powiedz, że potrzebujesz Chejrona. -pobiegłem i powiedziałem to, co mi kazała moja wiewiórka. Wszedłem i krzyknąłem:
- Szukam Chejrona! Moja dziewczyna została potrącona przez samochód! Nie mogę jej tu wprowadzić, bo jest śmiertelniczką! - wtem wybiegł człowiek na koniu. Nie, to był od pasa w górę mężczyzna, a niżej był koniem. Dobra, mniejsza z tym nie było na to czasu.
- Gdzie ona jest?
- Już pana prowadzę - pobiegliśmy do bramy. Chejron obejrzał Elsę i powiedział:
- Przepraszam. Ona już nie żyje.
- Jak to nie żyje?! Ona musi żyć!
- Chodź, zaprowadzę Cię do obozu.
- A co z Elsą?! 
- Za chwilę ją zabiorą. Nie martw się. Będzie Cię odwiedzać w podświadomości. Przejdź się po obozie. Odetchnij trochę.
- No dobrze - posłuchałem Chejrona. Gdy szedłem w stronę plaży, zauważyłem, jak dwie dziewczyny, mniej więcej w moim wieku się nawalają. Koło nich stały dwie inne dziewczyny. Stała tam też moja kuzynka, Samantha. Podbiegłem do nich i się spytałem mojej kuzynki:
- Co tu się dzieje?
- A, tylko Rose i Darlenee się biją.
- Spoko. Komu kibicujemy?
- Tej dziewczynie w czarnej bluzce, o tej - pokazała na całkiem ładną dziewczynę. Szczerze, obie były ładne. Nie wiem, która lepsza. Zacząłem się drzeć:
- Rose, Rose, Rose, dokop jej! - wtem Rose i ta druga się na mnie spojrzały. Szybko Rose wzięła nogę z ramienia tej drugiej, a ta druga schowała sztylet
- Kim jesteś chłopczyku?
- Uwierz mi, kimś ważnym.
- Ważna to jestem ja!
- Uu... Ładna i ma poczucie humoru. Mam na imię James, a ty?
- Darlenee. Nie widziałam Cię wcześniej. Nowy?
- Tak. Moją dziewczynę potrącił samochód i umarła. Jej truchło leży przed obozem. Uwierz mi, to nie jest codzienność.
- Uwierz mi. Uważaj na nią. Ona jest niebezpieczna - szepnęła mi do ucha dziewczyna z bardzo ładnymi, rudymi włosami.
- Kochana, nie z takimi walczyłem.
- Mówisz, żebyś mnie pokonał?!
- Z palcem w nosie!
- James, uważaj! - powiedziała Mantha
- Sam, nie wtryniaj się!
- Właśnie niebieska pyskata!
- Nie będziesz mi obrażać mojej siostry! - krzyknąłem i zamachnąłem się sztyletem. Uszkodziłem jej ramię. Zaczęła krzyczeć.
- Ty debilu!
- Widzisz? Mówiłem, że Cię pokonam!
- Zamknij się pokurczu! - zamachnęła się. Próbowałem odbić jej uderzenie, ale była zbyt silna. Uderzyła mnie w nogę. Zacząłem kryczeć w niebogłosy.
- Aaaaaa! Spal się w piekle! - nad nami zaczęła grzmieć. Piorun trafił prawie w tą dziewczynę. Szkoda, że nie w nią. W tym momencie przybiegł Chejron:
- Co tu się dzieje?!
- Ta dziewczyna mnie zaatakowała, gdy chciałem ją zapytać o drogę na plaże!
- To nie prawda! On kłamie!
- Darlenee, mówiłem, być była milsza dla nowych!
- Ale ja nic nie zrobiłam! Prawda Rose?
- Weź, myślisz, że jak jestem w Twoim domu, to będę kłamać dla Ciebie?
- Przecież ja mówię prawdę! Lydia?
- Weź już tak nie kłam. 
- Samantha?! - słychać w jej głosie, że już to mówiła desperacko.
- Co? Przecież mnie nawet nie lubisz!
- Darlenee, dosyć tego! Sprzątasz dzisiaj cały obóz! Łącznie ze stajniami!
- Że co?! Chyba Cię pogięło!

<Darlenee?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz