poniedziałek, 6 października 2014

Uwaga! :c

Zawieszam bloga na czas nieokreślony... ale krótki jak mniemam.
Sami widzicie, że teraz nie klei się pisanie opowiadań i aktywne życie w obozie, skoro nie ma nic, tylko Wielka Kupa Nauki. Ja to rozumiem. I zawieszam.
Kiedy wszystko się ureguluje, blog może znowu ruszy do życia...

Żegnam ;-;
~gen. Cappuccino


A, że wstawiałam już gif z ,,papa"jącym Percym, łapcie coś takiego ;3

poniedziałek, 22 września 2014

Od Rose - CD. Lycee

Przytuliłam ją. Nie wiedziałam jak to jest, ale potrafiłam sobie wyobrazić. 
- Głodna jesteś? - spytałam. 
- Bardzo.
- Przyniosłam ci bułeczki, dżem truskawkowy i sok borówkowy. 
- Dziękuję. Wolno wam wynosić jedzenie z jadalni? 
- Nieee, jednak czasem podkradamy. Chowamy w torbie czy coś. Wiedziałam, że nie zdążysz na śniadanie, więc ci zabrałam. Zajadaj. 
Siadłam na podłodze zastanawiając się co dziś będziemy robić. 
- Co powiesz, żebyśmy poszły dziś na plażę? - spytałam, gdy skończyła jeść. 
Zrobiła zmieszana minę. 
- To dobrze ci zrobi, nabierzesz sił - zachęcałam ją. 
- No, ale nie mam stroju. 
- Pożyczę ci – puściłam jej oko. - Dwu częściowy czy jedno? 
- Dwu. 
Wygrzebałam z szafki czerwony strój dla Lycee i czarny, sportowy dla mnie. 
- Poczekaj chwilkę, ubiorę się i pójdziemy do ciebie i ty zmienisz ciuchy. 
Weszłam do łazienki. Założyłam na siebie czarną bokserkę i szare krótkie spodenki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wygrzebałam z szafki czysty ręcznik i wyszłam. Lycee stała przed polka z książkami. 
- Ładny zbiór. 
- Dzięki, chcesz pożyczyć którąś? - zaproponowałam jej chowiąc rzeczy do torby. 
- Mogę tą? 
- Jasne - sama podeszłam do regalu i zabrałam losowa. - To co? Idziemy? 
- Jasne. 
Na polu zaślepiło mnie słońce, więc założyłam okulary przeciw słoneczne. Chciałam zacząć rozmowę, ale nie miałam pojęcia o czym będzie chciała mówić. W domku niebieskich niektórzy przyzwyczaili się do mojego widoku u nich. Nie zwracali na mnie uwagi, inni zaś patrzyli na mnie przez cały czas. Niech w końcu zrozumieją, że nie jestem taka jak reszta! Co z tego, że jestem od czerwonych?! Mogę się kolegować z kim chcę! Wykurzają mnie tymi krzywymi spojrzeniami i kontrolowanie mnie jak jestem u nich bo "coś zrobię"! Po prostu znamy się od wczoraj! Ja byłam tu, gdy przyszli do obozu! Grrrr! 
Czekałam na Lycee na korytarzu. Parę osób przeszło obok mnie, kilku się zapytało co tu robię. Inni chyba zapomnieli, że nie jestem od nich i pytali mnie o zdanie na temat ludzi z czerwonych myśląc, że jestem nowa. Świat schodzi na psy! 
Z kolejnych pytań uratowała mnie Lycee wychodząc z pokoju.

<Lyce?>

Od Belli - CD. Cynthii

- Aa zapomniałam, że jesteś nowa - zaśmiałam się. - Pomyśl o tym co chcesz się napić, ale takie normalne rzeczy. Nie Pepsi czy 7up. 
- Okej - jej kubek napełnił się sokim. Chyba jabłkowym. - Udało się mi. 
- Brawo! 
Zaczęliśmy jeść. 
*** 
W domku przykleiłam do ściany kartkę. Dość duży tłumek zebrał się wokół niej, by ją przeczytać. 
- O co chodzi? - spytała Cynthia. 
- O 23 spotykamy się w sali muzycznej. 
- Po co? 
- Zobaczysz, jak przyjdziesz. Zabierz długie spodnie, bluzę, pełne buty, jakąś latarkę jak masz.
- Może być telefon? 
- W życiu! Wyłączyć go natychmiast! 
- Czemu? 
- Wyłącz!
- No dobra. 
Zrobiła to o co prosiłam i poszła się jeszcze rozglądnąć po domku. 
*** 
- Pójdzmy na zachodnią polanę - zaproponował Christoper. 
- Nie, gdzie indziej! Tam było w zeszłym roku! - zaprotestowała Ginny, moja współlokatorka. 
- Słuchajcie! - przerwałam im. - Kłócicie się już 15 minut, a czas mija! Pójdźmy nad rzekę, możemy zrobić jakąś zabawę, na przykład jakieś wyzwania i jak ktoś nie zrobi to musi do niego wejść, albo quiz o bogach i za każda zła odpowiedź oberwie wodą. Co sądzicie? 
- O dobry pomysł! 
- Zgadzam się. 
- To dobra chodźmy już do sali, musimy być przed nimi i sprawdzać kto przychodzi.
Pomieszczenie powoli się zapełniała, widziałam nowe twarze. 
- Dobra ilu mamy nowych? - spytała Ginny. 
- Okej, to tak żebyście wiedzieli o co chodzi - uśmiechnęłam się przyjacielsko. - Co roku organizujemy ognisko na rozpoczęcie wakacji i przywitanie kolejnych osób w naszym domku. Będziemy śpiewać, tańczyć, walczyć, opowiadać o sobie, będzie quiz i wyzwania i co wam jeszcze przyjdzie do głowy! Ktoś nie chce iść? - zapadła grobowa cisza. 
- To ma być fajna zabawa, ale mamy też zasady - ostrzegł ich Christopher. - Nie hałasujemy zanim nie dotrzemy na miejsce, przypominam że jest już cisza nocna, nie wolno szlajać się po obozie, a co dopiero po lesie. Nie zabijcie się po drodze, czy podczas zabawy. Jak my się potem wytłumaczymy szefostwu? No to chyba tyle. 
- Mam jeszcze jedno pytanie zanim wyjdziemy. Kto ma latarkę? - spytałam. Parę osób podniosło rękę. - Okej. To idziemy! Nasz cel to strumień. Trzymać się blisko siebie, żebyście się nie zgubili. Najlepiej by było gdyby jeden obozowicz będąc tu stałe miał nowego pod opieką. Tak na wszelki wypadek. 
Zabrałam z Christopherem gitary i ruszyłiśmy ku wyjściu. 
- Hej - przywitała się Cynthia. - Będziesz mnie pilnować? 
- Jasne - zaśmiałam się. - Ładny sweterek. 
- Dzięki.
- Jesteśmy na miejscu! - krzyknęłam. - Wszystkich mamy?! 
Nikt nie odpowiedział. 
- To przeczytam waszą listę i mówcie mi, że jesteście, jak was przeczytam. Tak jak w szkole. 

<Cynthia¿ Zgubił się ktoś¿ Co będziemy robić¿>

środa, 17 września 2014

Od Cynthii - CD. Belli

Bella zaproponowała mi wspólne śpiewanie. Na początku byłam przerażona tym pomysłem. Oto okaże się jak Cynthia, córeczka Apolla nie potrafi śpiewać. Zaśmiałam się nerwowo ale zgodziłam się. Niech będzie. Na początku strasznie się krępowałam toteż poprosiłam Bellę, żeby zaśpiewała pierwsza. Miała cudowny głos i w dodatku ślicznie grała na każdym instrumencie. Po jej piosence poczułam się jeszcze gorzej. W kontraście z jej głosem, mój zabrzmi jeszcze gorzej niż zwykle. No właśnie, niż zwykle? Nie pamiętam żebym kiedykolwiek próbowała śpiewać. Po prostu stwierdziłam, że nie i koniec. Właściwie sama nie byłam świadoma swojego głosu i co się później okazało, potencjału jaki w nim drzemał. Kiedy przyszła pora na mnie poczułam, jak robi mi się gorąco i coś ściska mnie za gardło. Gdy Bella zagrała pierwsze nuty, myślałam że słowa nie przejdą mi przez gardło. Pragnęłam jak najdalej odłożyć ten moment upokorzenia. Jak nie teraz, to nigdy. Przełamałam się w sobie i poczułam jak słowa same wypływają ze mnie, jakbym robiła to od zawsze. Wsłuchiwałam się w swój głos i z każdą chwilą coraz bardziej się ośmielałam. Napawałam się każdym dźwiękiem. Gdy moja siostra skończyła grać poczułam, że się rumienię. Czy to naprawdę był mój głos? Czy to możliwe, że potrafię śpiewać? Nie czułam się już taka zagubiona, odmienna jak wcześniej. Wraz z odkryciem nowego talentu wstąpiły we mnie pokłady nowej energii i entuzjazmu.
Potem zaśpiewałyśmy jeszcze raz w duecie. Czułam, że sprawia mi to ogromną radość niemal jak strzelanie z łuku. Myślę, też że to pomogło ostatecznie przełamać nasze lody. Przez te kilka chwil czułam, że znacznie zbliżyłyśmy się do siebie, teraz czułam, że naprawdę jesteśmy rodziną. Po skończonej piosence usłyszałyśmy oklaski. Kompletnie nie zauważyłyśmy gdy wokół nas zjawił się spory tłumek obozowiczów. Czułam, że mimowolnie się rumienię, chociaż nie miałam się już czego wstydzić.
- Co to za skarb do nas doszedł? - spytał się jakiś chłopak, jak później się dowiedziałam, mój brat Christopher.
Właściwie to okazało się, że cały ten tłumek to było moje rodzeństwo. Wszyscy przedstawiali się, gratulowali głosu a ja czułam się z siebie dumna. Cieszyłam się, że mam nową rodziną i to w dodatku tak liczną. Wiedziałam, że będę się czuła wśród nich dobrze. Mimo, że wszyscy się różnili, każdy miał ze sobą coś wspólnego. W końcu wszyscy mieliśmy tego samego ojca. Potomkowie Apolla byli naprawdę bardzo mili i serdeczni, a ja przyznam szczerze nie sądziłam, że czeka mnie tak miłe powitanie. 
- Zaśpiewacie nam coś jeszcze? - spytał ktoś. 
- Jasne - odpowiedziałam już bez cienia zawahania i uśmiechnęłam się do Belli, która sięgnęła po gitarę.
Gdy skończyłyśmy, rodzeństwo nagrodziło nas gromkimi brawami.
Dziewczyna zaprowadziła mnie do sypialni gdzie wybrałam sobie łóżko, po czym wszyscy rozsiedli się wokół mnie i zaczęli opowiadać o sobie i o tym jak się tu dostali. 
- A ty? Jak dowiedziałaś się, że jesteś półboginią? - zapytała się jedna z moich sióstr. Opowiedziałam im wszystko co wydarzyło się przed kilkoma dniami aż do dnia dzisiejszego. Na ich twarzach widać było zaciekawienie, nikt mi nie przerywał i każdy słuchał aż do końca. 
- Jak mogłaś nie wiedzieć, że masz taki głos? - zapytał się Christopher z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Po prostu nigdy nie próbowałam. Zawsze się wstydziłam. Zawsze aż do dziś, dzięki Belli - posłałam uśmiech w stronę siostry, która odpowiedziała mi tym samym.
- Już tak późno? - odezwała się nagle - nie zdążymy na kolację! Chodź! - pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia.
Na miejscu wzięłam talerz i wszyscy rozsiedliśmy się na swoich miejscach. Mój kubek był pusty. Spojrzałam na stół, ale nie znalazłam żadnego picia, natomiast kubki innych tajemniczo napełniały się różnymi płynami. Lekko zdezorientowana szturchnęłam Bellę łokciem.
- Jak mam z tego pić? - zapytałam się szeptem i poczułam jak robi mi się głupio, moje pytanie brzmiało idiotycznie, ale spojrzałam na siostrę z wyczekiwaniem licząc, że wyjaśni mi tajemnicę samo-napełniających się pucharów.

<Bella? Pomożesz ? :D>

wtorek, 16 września 2014

Od Lycee - CD. Ever

- Opanuj się, to tylko głupie jedzenie! - krzyknęłam na nią. Żeby od razu zsyłać na mnie pioruny? Oszalała! 
- Robisz to specjalnie! - zmrużyła wściekle oczy.
- Nawet cię nie znam! - odpowiedziałam kąśliwym tonem. Czy wszyscy z czerwonego domku musieli uważać, że świat się kręci tylko w okół nich?! Przypominali mi pewnych ludzi... tych z mojej starej klasy. Dziewczynki, uważające się za dorosłe... i tak dalej.
- Przeszkodziłaś mi w treningu!
- Każdy może sobie popatrzeć jak jeździsz. A po drugie, nie moja wina, że twój koń tak na mnie reaguje - rzuciłam w odpowiedzi. 
- Akurat! Popis to świetny ogier!
- Twoje zarzuty są bezpodstawne - zamiotłam głową. Czemu te paniusie musiały być takie mało inteligentne?! Przez chwilę dziewczyna wyglądała, jakby miała mnie uderzyć. W oddali się błysnęło, a ona rzuciła tylko:
- Jeszcze się z tobą policzę! - po czym zawróciła i odeszła potrącając mnie. Zachwiałam się.
- W dodatku nie umiesz chodzić! - krzyknęłam za nią. Nie będę więcej robić za popychadło! Okej, wylałam na nią to jedzenie, ale nie moją winą jest to, że ma takie słabe nerwy!
- Możesz się cieszyć, że na tym się skończyło - powiedział ktoś z zgromadzonego tłumu.
- Na pewno nie będę się bić - odpowiedziałam spokojnie, wzięłam tackę i odłożyłam ją na miejsce. Ludzie znowu dziwnie na mnie patrzyli. Gdy ja patrzyłam w ich stronę, szybko odwracali wzrok. Znowu jestem jak dziwadło... albo kupka nieszczęścia. Westchnęłam, i ruszyłam do swojego pokoju.


***

Przeczytałam kilka rozdziałów, w tym jeden o hipokampach. Są to wielkie, morskie konie z rybim ogonem. To one ciągnęły rydwan Posejdona. 
Gdy to czytałam, moje myśli powędrowały daleko, oj daleko... Mimo tego, że nadal byłam zła na mojego prawdziwego ojca, że nie opiekował się mną, zaczęłam sobie wyobrażać, jakby to było przepłynąć się takim rydwanem, zobaczyć te mityczne stworzenia... Potem otrząsnęłam się, bo z zasady byłam realistko-pesymistką i rzadko wyjeżdżałam w marzenia czy sny. Brakowało na to czasu. Zatrzasnęłam książkę, i postanowiłam wyjść na dwór. Dziś wieczorem miał być pierwszy trening dla wszystkich nowych, obojętnie, z której są drużyny. Taka pierwsza lekcja zapoznawcza, wybieranie broni itp... Nagle pożałowałam, że nie dałam Rose wybrać dla mnie miecza lub sztyletu. 
Na placu do ćwiczeń było już sporo osób. Zauważyłam tą wredną blondynę... Obok Chejrona stała za to Rose, i jakaś druga dziewczyna z krótkimi, brązowymi i potarganymi włosami. 
- Uwaga, uwaga! Są już wszyscy? - krzyknął Chejron, ewidentnie próbując przekrzyczeć całe zbiorowisko. Nagle zrobiło się cicho, a nikt nie zgłosił niczyjej nieobecności. - Więc zaczynamy!

<Ever? ;3>

poniedziałek, 15 września 2014

Od Belli - CD. Cynthii

Dziewczyna strzelała świetnie. Miałam teraz pewność, że jest od nas! Widząc jej minę, powiedziałam jej parę słów na pocieszenie i od razu jej oczy się zaśmiały. Nie miałam pojęcia co z nią zrobić. Po prostu nic mi do głowy nie przychodziło. Zaproponowałam więc, żeby postrzelała do ruchomych obiektów. Oczywiście, jak to dziecko Apolla, trafiała w sam środek. Po "zabiciu" dziesięciu manekinów wpadłam na pomysł. 
- Śpiewasz? 
- Ja? 
- Nie, te manekiny - odpowiedziałam. - Jasne że ty. 
- Pod prysznicem - zaczęliśmy się śmiać. - Ale tak serio, to nigdy przed publicznością. 
- Chodźmy pośpiewać - zaproponowałam. 
Pociągła ją do domku niebieskich. Mieliśmy tam przeróżne instrumenty. Te nowe i stare. Do wyboru do koloru. Były tu nawet prywatne. Siadłam przy fortepianie i poklepałam miejsce obok siebie. 
- Jaką piosenkę zaśpiewasz? 
- Zaśpiewam?! Nie będę sama śpiewać! 
- Przyłączę się do ciebie. To jaką? 
- Nie, najpierw ty.
- No dobra.
Pomyślałam chwilę, jaką i wybrałam Demi Lovato "Warrior". Zaczęłam śpiewać. 

- WOW. Masz świetny głos. I ładnie grasz. 
- Dziękuje, taki dar - uśmiechnęłam się. 
- Zaśpiewają mi coś jeszcze - poprosiła. 
- Może później. Co ci zagrać. 
- Stay. 
Moje palce same wybierały nuty. Wsłuchałam się w głos Cytnthi. Był śliczny. Bez trudu poradziła sobie z najtrudniejszymi dźwiękami. 
- Ty też ślicznie śpiewasz - zagrałam ostatnie dźwięki. 
- Nawet nie wiedziałam, że tak potrafię! 
Wyglądała na zadowolona. Oczy się jej błyszczały, a na buzi widniał uśmiech od ucha do ucha. 
- Teraz znowu ty, proszę! 
- Nie - zaprotestowałam.
- Ale czemu? 
- Bo zaśpiewasz że mną.
Zagrałam pierwsze nuty. Na pewno ta piosenkę znała! Kto by jej nie znał?! 
Jako pierwsza zaczęłam śpiewać ja, na refrenie dołączyła do mnie Cynthia, a druga wrotkę zostawiłam jej. Na refrenie ponownie się przyłączyłam. W kolejnej śpiewaliśmy na zmianę i w refrenie znowu razem.
Po skończeniu piosenki usłyszałyśmy oklaski. Gwałtownie odwróciliśmy się w stronę drzwi. 
Stało tam około piętnastu ludzi, wszyscy od Apolla. 
- Co to za skarb do nas doszedł? - spytał Christopher. 
- Cynthia, to twoje rodzeństwo. 
- Aż tylu nas jest?! 
- To nie wszyscy - wytłumaczyłam jej. 
Herosi zaczęli podchodzić i się witać. Gratulowali głosu i przedstawiali się. 
- Zaśpiewacie nam coś jeszcze? - spytał ktoś. 

<Cynthia? Śpiewamy?>

Od Lycee - CD. Rosemarie

Biegnę. Prosto przed siebie. Nadal.
,,Więc rzucam broń i pędzę!
Gdzie - nie wiem - byle prędzej,
Orkiestrą huczy głowa, a w skroniach tętni krew!..." - przypomniałam sobie słowa pewnej ballady. Dokładnie tak się czułam. Dookoła mnie ciemność, która przytłacza i miażdży. Czasem z ciemności wyłaniają się czarno - białe obrazy - jakieś niewyraźne maziaje, które mieszają się ze sobą i zlewają. Ja biegnę, czy spadam? Już nic nie wiem. I nagle z cienia wyłania się wyraźna, kolorowa postać. Usiłuję ją rozpoznać, ale nie potrafię. Te kasztanowe włosy... zaraz! Rosemarie? Co ona tu... robi?
Właśnie otworzyłam oczy. Oślepiła mnie ta jasność, która była wszechobecna.
- Nie zamykaj oczu! - usłyszałam znany głos. Nie posłuchałam. Musiałam schować się przed tym białym światłem... ponownie biegłam. Tym razem znalazłam się w jakimś... akwarium? Morzu? Oceanie? Jeziorze...? Dookoła mnie pływały gigantyczne ryby, a ja byłam taka malutka. Czułam się jak ziarnko piasku. W oddali zauważyłam zarys błyszczącego pałacu. Nagle woda zaczęła wibrować, a ja odkryłam, że ktoś potrząsa moimi ramionami. Tym razem zerwałam się do pozycji pół-siedzącej. I natychmiast tego pożałowałam. Poczułam ból głowy i jeszcze gorszy ból w nodze. 
- CO jest? - wymamrotałam, opadając z powrotem na łóżko.
- Spokojnie, leż! - rozkazał ktoś stanowczym, aczkolwiek miłym głosem - jesteś w moim pokoju. U Aresa.
- Dlaczego? - wypowiadając te słowa poczułam okropną suchość i pieczenie w gardle. Jakbym nie piła nic przez tydzień! Do tego ktoś grał chyba na bębnach w mojej głowie...
- Znalazłam cię w lesie, byłaś nieprzytomna i nie mogłaś się ruszać. Wzięłam cię z powrotem do obozu.
- Mogę... mogę coś do picia?
- Dam ci coś lepszego. Mam tu gdzieś resztkę ambrozji. Na pewno ci pomoże - powiedziała troskliwie Rose, podając mi naczynie ze złotym napojopodobnym płynem. Z ociąganiem pociągnęłam pierwszy łyk. Smakowało... czemu to smakowało jak wiśniowa cola, której próbowałam na wakacjach za granicą? To coś było nawet lepsze! I gazowane! Szybko pochłonęłam całą zawartość.
- Czemu ta ambrozja jest o smaku wiśniowej coli? - zapytałam podejrzliwie oddając jej miskę. Roześmiała się. 
- Każdemu smakuje inaczej - wytłumaczyła. - Na ogół jest to smak, na który najbardziej podświadomie masz ochotę w danej chwili. Ty najwidoczniej potrzebowałaś wiśniowej coli - roześmiała się, a ja poczułam, że nagle robi mi się lepiej, chociaż nadal nie mogłam ruszać kolanem.
- Super! Będę przygnieżdżona do łóżka na miesiąc, do kiedy to się nie zagoi! - jęknęłam. 
- Niekoniecznie. Włóż tu rękę - powiedziała przynosząc mi ta samą miskę, z tą różnicą, że teraz napełnioną przeźroczystą cieczą. Z wahaniem włożyłam do niej dłoń. Nagle stwierdziłam, że od ręki, coraz dalej rozprzestrzenia się ta ciecz, zmywając wszystkie obrażenia, których nie zmyła ambrozja.
- A to co za magia?
- Woda. Najzwyklejsza - uśmiechnęła się Rose.
- Ale czemu... - zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć:
- Uzdrawia tylko dzieci Posejdona. Zmywa wszystkie bóle i obrażenia. 
- Dziękuję. Gdyby nie ty, to, to pewnie by mnie coś zeżarło - powiedziałam cicho miętosząc pościel w ręce. 
- Nie ma sprawy, naprawdę. Ty też  byś to samo zrobiła, prawda? - uśmiechnęła się ciepło, a ja musiałam pomyśleć ,,no nie wiem". Wtedy. Teraz Mimo to, odpowiedziałam z krzywym uśmiechem:
- No pewnie! 
- Możesz już wstać? Ruszać się? - zapytała, a ja wstałam, potrząsnęłam nadgarstkami, stopami, po czym spróbowałam stanąć na rękach.
- Taaak, chyba wszystko gra - uśmiechnęłam się. - A ty... dlaczego nie zawiadomiłaś opiekunów czy kogoś innego? Albo nie dałaś mnie do szpitala?
- Ponieważ nie chciałam, żebyś miała kłopoty. Nie wolno szwendać się nocą po lesie. Zostawili by cię na pastwę potworów, i tyle - wzrusza ramionami. - Albo uratowali by cię, ale kazali do końca życia stać przy garach.
- W takim razie jestem ci podwójnie wdzięczna.
- Oj tam, oj tam. Nie przesadzaj - uśmiechnęła się ponownie. - Podziękowania przyjęte.
- Jesteś bardzo cierpliwa. 
- Bywa - powiedziała, po czym nastąpiła chwila ciszy. - Nie chciałabym pytać, ale... o co poszło?
- Nie ważne. Ciężko jest to wszystko przełknąć, i nie zadławić się przy okazji. Rozumiesz... - popatrzyłam jej w oczy. Nadal mnie to przytłaczało, tylko... jakoś mniej.
- Pewnie, że rozumiem. Nie przejmuj się, wszystko się ułoży - odpowiedziała, po czym przytuliła mnie. 

<Rose? Przepraaaszam, że tak dłuuugo czekałaaaś ;c>