środa, 20 sierpnia 2014

Od Rosemarie - CD. Lycee

- Ty jesteś ta nowa? - spytałam. 
- Jestem tu pierwszy raz, na to wygląda. To ty leżałaś obok mnie w szpitalu? 
- Taaa, to ja. Nie widać po twarzy?! - wskazałam na ranę. - Tak w ogóle jestem Rose.
- A ja Lycee. Co się stało?
- To wredne kurzysko musiało mnie zaatakować - wyżywałam się na kolejnym manekinie. 
- Kurzysko? 
- Harpia. Zaatakowała mnie gdy szlam do obozu - jednym ruchem broni ścielam mu głowę. - Walczyłaś kiedyś? 
- Ja? Nie, nigdy. 
- To chodź, znajdziemy ci broń. 
- Ale miałam iść do stajni... - zaprotestowała. 
- Nauczę cię podstaw i pójdziemy razem - uśmiechnęłam się. - Pojedziemy na przejażdżkę. 
- No dobra. 
Zabrałam ją do zbrojowni. W pomieszczeniu było sporo broni... Wszystko dla wszystkich. Do wyboru do koloru. Sztylety, miecze, włócznie, łuki... Wszelakiego rodzaju broń. 
- Po co tu przyszłyśmy
? - zapytała. 
- Po broń dla ciebie. 
- A nie mogę twoim mieczem?
- W życiu, źle wyważony, za ciężki dla ciebie i inne takie. 
- Nie wygląda, jak inne miecze stąd - chwyciła za pierwszy lepszy i porównała. 
Rączką mojego była wyłożona ozdobnymi kamieniami układającymi się w literę "R", na ostrzu widniał napis "Mej kochanej Rose". Wiele osób powiedziałoby że to miecz dla dzieci Afrodyty, i że jest tylko na pokaż, ale tak nie jest. 
- Jest inny, bo był zrobiony specjalnie dla mnie. Miał różnić się od reszty, miał być ładniejszy, bardziej rzucający się w oczy - tłumaczyłam. - Uważał, że ja właśnie taka jestem.
- Kto tak twierdził? 
- Mat, syn Hermesa. 
- Przedstawisz mi go? 
- Może bym i przedstawiła, gdyby tu był. 
- A czemu go nie ma? 
- Zginął, zabiło go stado harpi, rzuciły się na niego. Było ich za dużo, a ja nie mogłam mu pomóc - po moim policzku spłynęła łza. - Nie nawiedzę ich. Za każdym razem, jak je widzę przypomina mi się ta scena. Umarł na moich oczach, a ja nic nie mogłam zrobić. Zabrałam go mimo iż nie mogłam chodzić, przez złamana nogę, wsiadłam z nim na Amoc’a i zabrałam do obozu, ale było już za późno. Od tamtej pory obóz już nigdy nie był taki sam - zanim skończyłam mówić policzki miałam całe mokre. 
- Przykro mi, nie potrzebnie pytałam - dotknęła mojego ramienia. 
- No nic co się stało to się nie odstanie, on nie wróci - ogarnęłam się szybko. - To co szukamy ci broni? 
- Jasne. 
- Sztylet czy miecz?

<Lycee?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz