- Ty jesteś ta nowa? - spytałam.
- Jestem tu pierwszy raz, na to wygląda. To ty leżałaś obok mnie w szpitalu?
- Taaa, to ja. Nie widać po twarzy?! - wskazałam na ranę. - Tak w ogóle jestem Rose.
- A ja Lycee. Co się stało?
- To wredne kurzysko musiało mnie zaatakować - wyżywałam się na kolejnym manekinie.
- Kurzysko?
- Harpia. Zaatakowała mnie gdy szlam do obozu - jednym ruchem broni ścielam mu głowę. - Walczyłaś kiedyś?
- Ja? Nie, nigdy.
- To chodź, znajdziemy ci broń.
- Ale miałam iść do stajni... - zaprotestowała.
- Nauczę cię podstaw i pójdziemy razem - uśmiechnęłam się. - Pojedziemy na przejażdżkę.
- No dobra.
Zabrałam ją do zbrojowni. W pomieszczeniu było sporo broni... Wszystko dla wszystkich. Do wyboru do koloru. Sztylety, miecze, włócznie, łuki... Wszelakiego rodzaju broń.
- Po co tu przyszłyśmy? - zapytała.
- Po broń dla ciebie.
- A nie mogę twoim mieczem?
- W życiu, źle wyważony, za ciężki dla ciebie i inne takie.
- Nie wygląda, jak inne miecze stąd - chwyciła za pierwszy lepszy i porównała.
Rączką mojego była wyłożona ozdobnymi kamieniami układającymi się w literę "R", na ostrzu widniał napis "Mej kochanej Rose". Wiele osób powiedziałoby że to miecz dla dzieci Afrodyty, i że jest tylko na pokaż, ale tak nie jest.
- Jest inny, bo był zrobiony specjalnie dla mnie. Miał różnić się od reszty, miał być ładniejszy, bardziej rzucający się w oczy - tłumaczyłam. - Uważał, że ja właśnie taka jestem.
- Kto tak twierdził?
- Mat, syn Hermesa.
- Przedstawisz mi go?
- Może bym i przedstawiła, gdyby tu był.
- A czemu go nie ma?
- Zginął, zabiło go stado harpi, rzuciły się na niego. Było ich za dużo, a ja nie mogłam mu pomóc - po moim policzku spłynęła łza. - Nie nawiedzę ich. Za każdym razem, jak je widzę przypomina mi się ta scena. Umarł na moich oczach, a ja nic nie mogłam zrobić. Zabrałam go mimo iż nie mogłam chodzić, przez złamana nogę, wsiadłam z nim na Amoc’a i zabrałam do obozu, ale było już za późno. Od tamtej pory obóz już nigdy nie był taki sam - zanim skończyłam mówić policzki miałam całe mokre.
- Przykro mi, nie potrzebnie pytałam - dotknęła mojego ramienia.
- No nic co się stało to się nie odstanie, on nie wróci - ogarnęłam się szybko. - To co szukamy ci broni?
- Jasne.
- Sztylet czy miecz?
<Lycee?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz