wtorek, 16 września 2014

Od Lycee - CD. Ever

- Opanuj się, to tylko głupie jedzenie! - krzyknęłam na nią. Żeby od razu zsyłać na mnie pioruny? Oszalała! 
- Robisz to specjalnie! - zmrużyła wściekle oczy.
- Nawet cię nie znam! - odpowiedziałam kąśliwym tonem. Czy wszyscy z czerwonego domku musieli uważać, że świat się kręci tylko w okół nich?! Przypominali mi pewnych ludzi... tych z mojej starej klasy. Dziewczynki, uważające się za dorosłe... i tak dalej.
- Przeszkodziłaś mi w treningu!
- Każdy może sobie popatrzeć jak jeździsz. A po drugie, nie moja wina, że twój koń tak na mnie reaguje - rzuciłam w odpowiedzi. 
- Akurat! Popis to świetny ogier!
- Twoje zarzuty są bezpodstawne - zamiotłam głową. Czemu te paniusie musiały być takie mało inteligentne?! Przez chwilę dziewczyna wyglądała, jakby miała mnie uderzyć. W oddali się błysnęło, a ona rzuciła tylko:
- Jeszcze się z tobą policzę! - po czym zawróciła i odeszła potrącając mnie. Zachwiałam się.
- W dodatku nie umiesz chodzić! - krzyknęłam za nią. Nie będę więcej robić za popychadło! Okej, wylałam na nią to jedzenie, ale nie moją winą jest to, że ma takie słabe nerwy!
- Możesz się cieszyć, że na tym się skończyło - powiedział ktoś z zgromadzonego tłumu.
- Na pewno nie będę się bić - odpowiedziałam spokojnie, wzięłam tackę i odłożyłam ją na miejsce. Ludzie znowu dziwnie na mnie patrzyli. Gdy ja patrzyłam w ich stronę, szybko odwracali wzrok. Znowu jestem jak dziwadło... albo kupka nieszczęścia. Westchnęłam, i ruszyłam do swojego pokoju.


***

Przeczytałam kilka rozdziałów, w tym jeden o hipokampach. Są to wielkie, morskie konie z rybim ogonem. To one ciągnęły rydwan Posejdona. 
Gdy to czytałam, moje myśli powędrowały daleko, oj daleko... Mimo tego, że nadal byłam zła na mojego prawdziwego ojca, że nie opiekował się mną, zaczęłam sobie wyobrażać, jakby to było przepłynąć się takim rydwanem, zobaczyć te mityczne stworzenia... Potem otrząsnęłam się, bo z zasady byłam realistko-pesymistką i rzadko wyjeżdżałam w marzenia czy sny. Brakowało na to czasu. Zatrzasnęłam książkę, i postanowiłam wyjść na dwór. Dziś wieczorem miał być pierwszy trening dla wszystkich nowych, obojętnie, z której są drużyny. Taka pierwsza lekcja zapoznawcza, wybieranie broni itp... Nagle pożałowałam, że nie dałam Rose wybrać dla mnie miecza lub sztyletu. 
Na placu do ćwiczeń było już sporo osób. Zauważyłam tą wredną blondynę... Obok Chejrona stała za to Rose, i jakaś druga dziewczyna z krótkimi, brązowymi i potarganymi włosami. 
- Uwaga, uwaga! Są już wszyscy? - krzyknął Chejron, ewidentnie próbując przekrzyczeć całe zbiorowisko. Nagle zrobiło się cicho, a nikt nie zgłosił niczyjej nieobecności. - Więc zaczynamy!

<Ever? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz