poniedziałek, 8 września 2014

Od Lycee - CD. Ever

Kiedy wracałam do swojego pokoju, zauważyłam jakieś ruchy na ujeżdżalni. I tak nie miałam nic do roboty, więc postanowiłam podejść. Lubiłam patrzeć na jazdy innych. A raczej ich użeranie się z koniem. No cóż, czasem z patrzenia wyciągałam więcej niż z samej jazdy na koniu. Gdy podeszłam bliżej, zauważyłam dziewczynę, która ściągała kantar koniowi. Zaraz od niej uciekł. Goniła go przez chwilę, po czym złapała za grzywę, uspokoiła i wskoczyła nań. Miała trochę dziwne pomysły, gdyż chwilę później poustawiała skrzynki i zaczęła przez nie skakać bez niczego. Gdy pierwszy skok jej się udał, wyrwało mi się krótkie ,,brawo!". Dziewczyna dobrze jeździła, ale gdy koń usłyszał mój głos, jednym skokiem był przy barierce. Położył po sobie uszy i spróbował mnie ugryźć.
- Panuj nad nim! - powiedziałam odsuwając się do tyłu. Dziewczyna spojrzała na mnie wrogo, po czym wróciła do ćwiczeń. Koń jej jednak nie słuchał, strzelał barany. Nie szło jej tak dobrze jak przedtem. Zrozumiałam, że to przeze mnie, więc odeszłam od placu i ruszyłam ta, gdzie miałam zamiar na samym początku - czyli do mojego pokoju. Przesiedziałam tam całe popołudnie, czytając jedną z książek znalezionych na półkach. Była o podwodnych stworzeniach, potworach i mitologicznych zwierzętach mieszkających w otchłaniach oceanów i mórz. Widać, że książka miała już swoje lata. Kartki były pożółkłe, na brzegach postrzępione i pozrywane. Litery jakieś pozawijane i rozmazane. Okładka wyglądała, jakby oprawiona w skórę. Mimo wszystko, treść była ciekawa i szybko się wciągnęłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy nadeszła pora kolacji. Z niechęcią odłożyłam lekturę na stolik. Postanowiłam, że w najbliższym czasie przeglądnę wszystkie książki z biblioteczki. Zaczesałam włosy i zmieniłam brudną koszulkę. Przeglądając się w lustrze, stwierdziłam, że mogę wyjść do ludzi. 
W jadalni wzięłam talerz, kubek i usiadłam na swoim miejscu. Nadal wydawało mi się dziwne ,,proszenie" kubka, aby napełnił się jakimś napojem. Pomyślałam o moim ulubionym soku borówkowym, jaki robiła moja mama. Mogłam go pić litrami... Kiedy chciałam odnieść talerz z resztkami jedzenia, zapatrzyłam się i wpadłam na jakąś osobę plamiąc jej bluzkę. Kiedy uniosłam wzrok, okazało się, że to ta sama dziewczyna, która jeździła przedtem na ujeżdżalni. Ogarnęła mnie wściekłym wzrokiem.
- Jak ty łazisz?! - krzyknęła.
- Przepraszam. Zapatrzyłam się - powiedziałam. Czemu to ja zawsze wpadam na ludzi?! - Chcesz chusteczkę? - zapytałam podając jej szmatkę. Odtrąciła ją. Widać, że jest wkurzona.
- To było niechcący! - rozłożyłam ręce.
- ... 

<Ever? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz