poniedziałek, 15 września 2014

Od Lycee - CD. Rosemarie

Biegnę. Prosto przed siebie. Nadal.
,,Więc rzucam broń i pędzę!
Gdzie - nie wiem - byle prędzej,
Orkiestrą huczy głowa, a w skroniach tętni krew!..." - przypomniałam sobie słowa pewnej ballady. Dokładnie tak się czułam. Dookoła mnie ciemność, która przytłacza i miażdży. Czasem z ciemności wyłaniają się czarno - białe obrazy - jakieś niewyraźne maziaje, które mieszają się ze sobą i zlewają. Ja biegnę, czy spadam? Już nic nie wiem. I nagle z cienia wyłania się wyraźna, kolorowa postać. Usiłuję ją rozpoznać, ale nie potrafię. Te kasztanowe włosy... zaraz! Rosemarie? Co ona tu... robi?
Właśnie otworzyłam oczy. Oślepiła mnie ta jasność, która była wszechobecna.
- Nie zamykaj oczu! - usłyszałam znany głos. Nie posłuchałam. Musiałam schować się przed tym białym światłem... ponownie biegłam. Tym razem znalazłam się w jakimś... akwarium? Morzu? Oceanie? Jeziorze...? Dookoła mnie pływały gigantyczne ryby, a ja byłam taka malutka. Czułam się jak ziarnko piasku. W oddali zauważyłam zarys błyszczącego pałacu. Nagle woda zaczęła wibrować, a ja odkryłam, że ktoś potrząsa moimi ramionami. Tym razem zerwałam się do pozycji pół-siedzącej. I natychmiast tego pożałowałam. Poczułam ból głowy i jeszcze gorszy ból w nodze. 
- CO jest? - wymamrotałam, opadając z powrotem na łóżko.
- Spokojnie, leż! - rozkazał ktoś stanowczym, aczkolwiek miłym głosem - jesteś w moim pokoju. U Aresa.
- Dlaczego? - wypowiadając te słowa poczułam okropną suchość i pieczenie w gardle. Jakbym nie piła nic przez tydzień! Do tego ktoś grał chyba na bębnach w mojej głowie...
- Znalazłam cię w lesie, byłaś nieprzytomna i nie mogłaś się ruszać. Wzięłam cię z powrotem do obozu.
- Mogę... mogę coś do picia?
- Dam ci coś lepszego. Mam tu gdzieś resztkę ambrozji. Na pewno ci pomoże - powiedziała troskliwie Rose, podając mi naczynie ze złotym napojopodobnym płynem. Z ociąganiem pociągnęłam pierwszy łyk. Smakowało... czemu to smakowało jak wiśniowa cola, której próbowałam na wakacjach za granicą? To coś było nawet lepsze! I gazowane! Szybko pochłonęłam całą zawartość.
- Czemu ta ambrozja jest o smaku wiśniowej coli? - zapytałam podejrzliwie oddając jej miskę. Roześmiała się. 
- Każdemu smakuje inaczej - wytłumaczyła. - Na ogół jest to smak, na który najbardziej podświadomie masz ochotę w danej chwili. Ty najwidoczniej potrzebowałaś wiśniowej coli - roześmiała się, a ja poczułam, że nagle robi mi się lepiej, chociaż nadal nie mogłam ruszać kolanem.
- Super! Będę przygnieżdżona do łóżka na miesiąc, do kiedy to się nie zagoi! - jęknęłam. 
- Niekoniecznie. Włóż tu rękę - powiedziała przynosząc mi ta samą miskę, z tą różnicą, że teraz napełnioną przeźroczystą cieczą. Z wahaniem włożyłam do niej dłoń. Nagle stwierdziłam, że od ręki, coraz dalej rozprzestrzenia się ta ciecz, zmywając wszystkie obrażenia, których nie zmyła ambrozja.
- A to co za magia?
- Woda. Najzwyklejsza - uśmiechnęła się Rose.
- Ale czemu... - zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć:
- Uzdrawia tylko dzieci Posejdona. Zmywa wszystkie bóle i obrażenia. 
- Dziękuję. Gdyby nie ty, to, to pewnie by mnie coś zeżarło - powiedziałam cicho miętosząc pościel w ręce. 
- Nie ma sprawy, naprawdę. Ty też  byś to samo zrobiła, prawda? - uśmiechnęła się ciepło, a ja musiałam pomyśleć ,,no nie wiem". Wtedy. Teraz Mimo to, odpowiedziałam z krzywym uśmiechem:
- No pewnie! 
- Możesz już wstać? Ruszać się? - zapytała, a ja wstałam, potrząsnęłam nadgarstkami, stopami, po czym spróbowałam stanąć na rękach.
- Taaak, chyba wszystko gra - uśmiechnęłam się. - A ty... dlaczego nie zawiadomiłaś opiekunów czy kogoś innego? Albo nie dałaś mnie do szpitala?
- Ponieważ nie chciałam, żebyś miała kłopoty. Nie wolno szwendać się nocą po lesie. Zostawili by cię na pastwę potworów, i tyle - wzrusza ramionami. - Albo uratowali by cię, ale kazali do końca życia stać przy garach.
- W takim razie jestem ci podwójnie wdzięczna.
- Oj tam, oj tam. Nie przesadzaj - uśmiechnęła się ponownie. - Podziękowania przyjęte.
- Jesteś bardzo cierpliwa. 
- Bywa - powiedziała, po czym nastąpiła chwila ciszy. - Nie chciałabym pytać, ale... o co poszło?
- Nie ważne. Ciężko jest to wszystko przełknąć, i nie zadławić się przy okazji. Rozumiesz... - popatrzyłam jej w oczy. Nadal mnie to przytłaczało, tylko... jakoś mniej.
- Pewnie, że rozumiem. Nie przejmuj się, wszystko się ułoży - odpowiedziała, po czym przytuliła mnie. 

<Rose? Przepraaaszam, że tak dłuuugo czekałaaaś ;c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz